Już od dawna znaczenie tego słowa spędzało mi sen z powiek. Wiedziałam, że zabieg jest konieczny. Chociażby z tego powodu, że był to wymóg adopcji, ale też ze względów zdrowotnych.
Do operacji zabieraliśmy się już któryś raz, ale zawsze było jakieś "ale", które stało na przeszkodzie. Przy okazji ostatniej wizyty w lecznicy pobrano Mili krew i umówiliśmy się na zabieg na... następny dzień. Z biegu, żeby nie było czasu na przemyślenia i przeżywanie.
W środę punktualnie o 14.30 pojawiłyśmy się w gabinecie. Milka dostała najpierw jeden zastrzyk, później drugi. I czekamy, aż przyśnie. Wtuliła się we mnie, oczy zaczęły robić się mętne, języczek delikatnie się wysunął, ale i tak co chwilę podnosiła głowę i sprawdzała czy jest mój tata. Po prawie półgodzinie kiedy Mila ciągle nie zamierzała usnąć, została nam zabrana do podania narkozy. Mieliśmy stawić się po nią około 19, kiedy to miała być już całkowicie wybudzona.
O 16.40 zadzwonił mój telefon, cała przerażona odebrałam, byłam pewna, że jak dzwonią wcześniej, to na pewno coś poszło nie tak.. Na szczęście nie. Pani weterynarz, która operowała Milę, powiedziała, że mała niezwykle szybko się obudziła, ożywiła się i o 17.30 możemy już po nią przyjechać :). Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, najgorsze już za nami.
Kiedy weszłyśmy z mamą do gabinetu Mila nie mogła się nacieszyć. Piszczała, merdała ogonkiem i z błogą minką znosiła nasze oznaki radości, że widzimy ją "całą i zdrową" :). Głaskom nie było końca.
Dostaliśmy kartę informacyjną, zalecenia i już mogliśmy jechać do domu.
W domu mała ciągle zmieniała miejsce leniuchowania: klatka, legowisko, panele, a w nocy doszedł do tego jeszcze mój materac, bo spałam na podłodze ;).
Bardzo interesowała ją łapka, w którą miała wkłuty wenflon. Kiedy na chwilę odwróciłam wzrok, w drodze do zagłębienia tego co to jest, nie powstrzymał jej ani bandaż, ani plaster. W mgnieniu oka pozbyła się niepotrzebnych warstw i kiedy ja zdążyłam wkroczyć do akcji, wyjęta była już zatyczka od wenflonu... Aby nie doprowadzić do następnej, podobnej sytuacji, która mogłaby już mieć gorsze zakończenie, została przyodziana w skarpetkę, którą trzymała na miejscu gumka do włosów.
Szybkiego powrotu do formy! :D
OdpowiedzUsuńDobrze pamiętam, jak sama przeżywałam sterylkę suni. Jak zawiozłam ją z obawami do gabinetu, jak czekałam na telefon i w końcu aż ją odebrałam. Też spałam z nią na materacu, tyle że nie było wymiotów :) Choć wtedy wyglądała jak wielkie nieszczęście, teraz jest radośniejsza niż przed operacją :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Twoja sunia szybko wróci do formy :)
Pozdrawiam!
http://poprostuzuzia.blogpot.com/
(i jakby Ci się chciało przeczytać o naszej przygodzie ze sterylizają: http://poprostuzuzia.blogspot.com/2014_02_01_archive.html) ;)
Nawet lepiej, że to była taka szybka decyzja- nie było dużo czasu na stresowanie się :).
OdpowiedzUsuńZdrówka!
Szybkiego powrotu do zdrówka życzymy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie,
Justyna, Czarka i Scarlet
kundelka-i-borderka.blogspot.com
Zdrowia !! Na pewno szybko dojdzie do siebie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy, Maria i Harry.
może wpadniesz do nas: http://dziennik-mojego-labka.blogspot.com/ :))
Zdrówka ! Szybkiego powrotu do formy ! :)
OdpowiedzUsuńChyba nawet lepiej, że tak szybko, bo mniej stresowania się ;)
Serdecznie pozdrawiam, obserwuję i zapraszam do mnie:)
http://zakochanewpsach.blogspot.com
Szybkiego powrotu do zdrowia!
OdpowiedzUsuńpzdr
Ola&Nitro
Szybkiego powrotu do zdrowia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Emilka z psiakami :3
http://zwariowaneurwisy.blogspot.com/